Dlaczego piszę te słowa i decyduję się w końcu, po tylu latach planowania, podzielić moimi doświadczeniami?
Myślę, że odpowiedź na to, jest taka sama, jak na pytanie, dlaczego ktokolwiek z nas decyduje się na zmianę. Mamy dosyć rzeczywistości/ emocji/ stanów, w jakich obecnie żyjemy. Jesteśmy gotowi odpuścić to, co nam nie służy. Zaprosić więcej tego, co nas wspiera. Według niektórych zmiana jest wtedy, kiedy jesteśmy wystarczająco zdesperowani.
Ja mam dosyć lęku, w którym żyłam przez lekko ponad 30 lat. Nie zrozum mnie źle, ja bardzo rozumiem jego funkcję, nie czuję się jak jego więzień. Ja w końcu wiem, dlaczego wybierałam jego bezpieczne objęcia. W okolicznościach, w których się urodziłam i dorastałam, był czymś koniecznym i chroniącym. Z czasem przestał być potrzebny, ale ja wciąż szukałam w nim komfortu. To naturalne, jeśli układ nerwowy jest tak mocno z nim złączony. Powoli, węzeł po węźle, zaczęłam rozplątywać ten ścisły splot. Miałam na swojej drodze wielu różnych nauczycieli. Niektórzy z nich byli z mojego gatunku, niektórzy pochodzili ze świata roślinnego, a niektórzy byli zesłani jako wydarzenia, określane zazwyczaj przez umysł jako skrajnie niefortunne, specjalnie dla mnie przez sam Wszechświat!
Żeby było jasne: to jest bezpieczna przestrzeń. Dla mnie i dla osób o podobnej wrażliwości i otwartości, jeśli takowe się znajdą. Nie ma tu z kolei miejsca na krytykę, która niszczy. Jest miejsce na słowa, które uczą i budują.
Nie zawsze w przeszłości doceniałam słowa. Znałam je jako narzędzie przemocy wręcz. Bałam się ich lub wręcz uważałam je za niepotrzebne lub nieważne.
Fakt, że teraz używam słów jako nośnika tego, co chcę przekazać, niech będzie najlepszym dowodem na to, że człowiek może się zmienić. I że zmiana może nieść piękno, gojenie i światło. Niech lecą do każdego, kto tego potrzebuje.
🩷
–P.